Sobotnie popołudnie (12 grudnia o 14:00) miało być kolejnym spokojnym spotkaniem z PGNiG Superligą mężczyzn. W hali RCS w Lubinie mierzyły się zespoły Zagłębia oraz Torus Wybrzeże Gdańsk, aby powalczyć o punkty w ramach 13. serii zmagań ligowych. Do 56 minuty punkty twardo w garści dzierżyli gracze Jarosława Hipnera, jednak ostatnie słowo należało do gdańszczan, którzy nie tylko odrobili straty na sekundy przed końcem, ale wyrwali przeciwnikom „pewną” wygraną lepiej wykonując rzuty karne. Zagłębie vs Torus Wybrzeże 28:28 (karne 3:5).
Dla „Miedziowych” była to kolejna – czwarta już – porażka poniesiona w konkursie „siódemek” i można śmiało powiedzieć, że drużyna Jarosława Hipnera nabawiła się kompleksu rzutów karnych w obecnym sezonie. Również goście mają swoje za uszami, jeśli chodzi o ten element gry w szczypiorniaka, jednak gdy przyszło do rozstrzygających momentów, ani jednemu z pięciu wytypowanych graczy nie zadrżała ręka. Dzięki temu i skutecznej paradzie w trzeciej serii Przemysława Witkowskiego, czerwono-biało-niebiescy dokonali drugiego z rzędu cudu w meczu wyjazdowym i odwrócili losy na własną korzyść. Podział punktów dla podopiecznych Krzysztofa Kisiela.
I połowa
Kamil Adamczyk otworzył wynik w 30 sekundzie rzutem z nabiegu. Po kontrze podwyższył Mateusz Kosmala i Wybrzeże zaczęło z dwubramkowym handicapem. W 3’ gospodarze trafili po raz pierwszy za sprawą Mikołaja Kupca i od tej sytuacji „Miedziowi” punktowali już regularnie. W 6. minucie już był wynik remisowy (3:3), a do protokołu wpisał się Stanisław Gębala. Inicjatywa zaczynała przechodzić na stronę gospodarzy i po upływie 1/6 czasu Zagłębie wyszło na pierwsze w meczu prowadzenie, a rękę do tego przyłożył Roman Chychykalo (5:4). Szczypiorniści z Gdańska próbowali nietuzinkowych rozwiązań w ataku i wielokrotnie przynosiły one efekt, jak przy pięknej kombinacji w tercecie Jachlewski-Pieczonka-Janikowski zakończonej miękkim przerzutem obrotowego. Niestety pojawiały się również błędy, które z zimną krwią wykorzystywał Marek Marciniak i nagle zrobiło się 9:6 dla gospodarzy, a na domiar złego rzut karny Mateusza Jachlewskiego odbił Schodowski. Po upływie kwadransu atmosfera wśród przyjezdnych jeszcze bardziej zgęstniała, gdy na ławkę kar powędrowali jeden po drugim Jachlewski oraz Gądek. Z rezultatu 9:6 prowadzenie urosło w kilkadziesiąt sekund do 6 bramek (12:6)! Dopiero Jeremi Stojek z rzutu karnego aktywował ponownie licznik swojej ekipy (po 4 minutach bez gola). Przewaga gospodarzy nie topniała. Przed końcem pierwszej części 2 minuty kary złapał Krzysztof Pawlaczyk i dzięki temu Kamil Adamczyk ustalił wynik na 12:16.
II połowa
Zagłębie zaczęło drugą odsłonę w osłabieniu, jednak nie przeszkodziło to Gębali przedostać się przez defensywę rywali. Obie drużyny miały zupełnie inne priorytety w tej części. „Miedziowi” chcieli spokojnie kontrolować dużą zaliczkę, a w miarę możliwości ją powiększyć, natomiast gdańszczanie za wszelką cenę starali się przywrócić puls niekorzystnemu wynikowi. W 36’ Piotr Papaj znalazł miejsce obok bramkarza i zminimalizował straty do 3 goli (15:18) i był to pierwszy symptom zmiany po przerwie u gości. Lubinianie zareagowali szybko na toczące się wydarzenia i na kwadrans przed końcem nadal prowadzili taką samą różnicą bramek (21:18). Świetnie spisywał się zwłaszcza kołowy Zagłębia Michał Stankiewicz, jednak to samo można powiedzieć o Mateuszu Kosmali, który gnał w drugiej części od bramki do bramki niczym rozpędzone pendolino i co najważniejsze – za każdym razem „dowoził” akcje swojej drużyny do końca (skuteczność w meczu 88% – 7/8 rzutów). Niestety po dwuminutowej „odsiadce” dla Papaja ruszyła lawina gospodarzy, która doprowadziła do tego, że musiał interweniować Krzysztof Kisiel, bo na tablicy wyników zamigotał rezultat 27:21 na 9 minut przed syreną końcową.
Lubinianie byli pewni swego i niczego nie przyspieszali. Grali swoje i nie zrażali się pojedynczymi niepowodzeniami, jednak trener Hipner chciał uzmysłowić swoim zawodnikom, że mecz ciągle trwa i trzeba utrzymać koncentrację do samego końca. Po czasie dla Zagłębie gola numer 24 rzucił Jachlewski i dystans ponownie stopniał do trzech trafień. Gdańska obrona między 49 a 55 minutą dała się pokonać tylko raz, a uległa po raz drugi dopiero w 56’, gdy 28 bramkę dorzucił Stankiewicz. Pozostawało niecałe 240 sekund do końca przy stanie 28:24. Najpierw urwał się obrońcom Janikowski, a po kontrze przycelował Franco Gavidia (28:26). Zagłębie grało tak, jakby interesowało ich tylko dowiezienie wyniku do końca i to był błąd, ponieważ Wybrzeże po kontrze Papaja i cudownej wrzutce do Gądka zdobyło gola kontaktowego (27:28). O czas poprosił Jarosław Hipner. Pozostawało 50 sekund i piłka była po stronie „Miedziowych”, jednak ich opieszałość poskutkowała grą pasywną, a w konsekwencji brakiem trafienia i szybkim wyjściem Mateusza Kosmali, który w pojedynku ze Schodowskim nie zawahał się i doprowadził do remisu po 28! To oznaczało rzuty karne, choć jeszcze po upływie czasu miał okazję Chychykalo. Ostatecznie obił tylko mur Torus Wybrzeża i w Lubinie po raz kolejny o wygranej miały zadecydować rzuty karne. Te bezbłędnie wykonywali goście, którzy pokonali przeciwników 5:3, a jedyną pomyłkę w serii „siódemek” zanotował właśnie Chychykalo. Gdańszczanie zgarnęli zatem 2 punkty i dokonali drugiego wyjazdowego cudu po niesamowitym thrillerze sprzed kilkunastu dni w Tarnowie.
KARNE:
Sulej 0:1
Hajnos 1:1
Jachlewski 1:2
Bogacz 2:2
Stojek 2:3
Chychykalo 2:3 (broni Witkowski)
Papaj 2:4
Stankiewicz 3:4
Janikowski 3:5
MKS Zagłębie Lubin vs Torus Wybrzeże Gdańsk 28:28 (16:12, k. 3:5)
TWG: Chmieliński, Witkowski, Wodziński – Stojek 1, Filipowicz, Pieczonka 1, Gądek 2, Gavidia 1, Jachlewski 3, Sulej, Kosmala 7, Papaj 3, Adamczyk 7, Janikowski 3, Woźniak.
Trener: Krzysztof Kisiel.