Już w sobotę (29 maja) o godzinie 14:00 piłkarze ręczni Torus Wybrzeża Gdańsk zagrają z Zagłębiem Lubin. Dla gospodarzy będzie to ostatnie spotkanie, które w sezonie 2020/21 rozegrają w gdańskiej hali AWFiS-u, jednocześnie dopiero drugie, które będą mogli zobaczyć kibice z wysokości trybun. Te rozgrywki naznaczone były pandemią, która wykluczyła fanów z udziału w wydarzeniach sportowych. Transmisję pojedynku przeprowadzi platforma Emocje.TV.
Sobotnie wydarzenie będzie 26. serią gier PGNiG Superligi. Obie drużyny zagrają awansem, aby już 2 czerwca zakończyć sezon, i obie mocno liczą, że 29 maja w końcu dołożą punktową cegiełkę do swojego dorobku. Gracze trenera Mariusza Jurkiewicza będą mieli przywilej gry na własnym parkiecie, jednak biorąc pod uwagę bezpośrednie mecze zainteresowanych zespołów, nie będzie to czynnik najważniejszy.
Ekipa „Miedziowych” przeżywa głęboki kryzys, jeden z najbardziej przewlekłych spośród drużyn w całej lidze. I ciężko tak naprawdę stwierdzić jednoznacznie, czym jest on spowodowany. 23 lutego lubinianie wyrzucili z Pucharu Polski Azoty-Puławy i na fali tej wygranej dorzucili również komplet „oczek” w ligowym starciu z Piotrkowianinem trzy dni później. Potem ponownie przyszła rywalizacji pucharowa i od tej przegranej z Grupą Azoty Tarnów (21:30) zaczęły się schody drużyny Jarosława Hipnera. Ta porażka zapoczątkowała serię 10 kolejnych przegranych meczów o punkty. Trudno przyczyną tej obniżki formy nazwać odpadnięcie z rozgrywek pucharowych… Jednak już w ostatnim meczu przeciwko MMTS-owi Kwidzyn, po długiej niedoli, w końcu Zagłębie wyrwało punkcik rywalom. Po raz piąty jednak „Miedziowi” ulegli w serii „siódemek” (5/5).
Mecz z sąsiadującą ekipą Torus Wybrzeża będzie dla gości najbliższego starcia okazją na zakończenie rozgrywek w dużo lepszych humorach niż przez ostatnie trzy miesiące.
Czerwono-biało-niebiescy aż taka indolencją pochwalić się nie mogą, jednak również ich dyspozycja w ostatnich meczach pozostawia wiele do życzenia. Na 18 możliwych punktów w ostatnich 6 meczach, Wybrzeże zdobyło zaledwie trzy po morderczej walce w derbach Pomorza z MMTS-em. W pozostałych gdańszczanie musieli uznać wyższość swoich oponentów.
Mariusz Jurkiewicz wciąż szuka optymalnego zestawienia swojego zespołu, które zapewni stabilizację oraz równą formę w każdym meczu. Byłoby mu zdecydowanie łatwiej, gdyby miał do dyspozycji wszystkich swoich podstawowych graczy. Już w poprzedniej rundzie spotkań, do Opola „Kaczka” mógł zabrać zaledwie 13 zawodników (Wybrzeże pojechało bez Jachlewskiego, Mosquery, Comerlatto, Adamczyka, Woźniaka oraz Powarzyńskiego). I jeśli jeszcze w pierwszej połowie jego drużyna grała jak równy z równym przeciwko Gwardii, tak już po przerwie ubytek sił był zbyt duży, aby wytrzymać trudy tej rywalizacji, w której tempo narzucali zawodnicy dowodzeni przez Rafała Kuptela.
– Wiedzieliśmy, że nie przyjeżdżamy tutaj w roli faworyta – mówił po meczu szkoleniowiec Torus Wybrzeża. – Zdecydowanie ta rola przypadła ekipie Gwardii, która pokazała to w trakcie meczu, a już w drugiej połowie dominowali oni i wykorzystywali nasze błędy oraz nieskuteczność. Przewagę, którą zdobyli, potrafili kontrolować. Jeśli chodzi o nas, to w pierwszej części bardzo mi imponowała nasza gra, szczególnie jeśli chodzi o taką konsekwencję w ataku pozycyjnym. Mieliśmy swoje ograniczenia kadrowe na rozegraniach. Chcielibyśmy taką konsekwentną grę prezentować dłużej i starać się dotrzymywać kroku przez pełne 60 minut gry.
Oba zespoły mają zatem swoje „demony”, których muszą unikać w nadchodzącym pojedynku, jeśli mają zamiar zgarnąć pełną pulę punktową… Który z nich okaże się lepszy, przekonamy się już w sobotę (29 maja) o godzinie 14:00.