Druga połowa nie starczyła na Kalisz

23 lut 2020 |

Miały być pierwsze w nowym roku punkty dla Torus Wybrzeża Gdańsk, a trwa sezon doskonalenie wiary. Po raz trzeci w obecnych rozgrywkach czerwono-biało-niebiescy stanęli w szranki z graczami Energi MKS-u Kalisz i tak jak to było poprzednio, górą byli rywale, którzy na własnym parkiecie pokonali gdańszczan 26 do 23.

Miały być pierwsze w nowym roku punkty dla Torus Wybrzeża Gdańsk, a trwa sezon doskonalenie wiary. Po raz trzeci w obecnych rozgrywkach czerwono-biało-niebiescy stanęli w szranki z graczami Energi MKS-u Kalisz i tak jak to było poprzednio, górą byli rywale, którzy na własnym parkiecie pokonali gdańszczan 26 do 23.

Nie mają patentu na zespół z Wielkopolski szczypiorniści Krzysztofa Kisiela. W PGNiG Pucharze Polski – kilka tygodni wcześniej – różnica między obiema ekipami była niewielka, bo zaledwie dwubramkowa (23:25). W 22. kolejce PGNiG Superligi obie ekipy raz jeszcze stoczyły zażarty bój do ostatniego gwizdka, jednak przez większą część meczu to kaliszanie kontrolowali korzystny wynik z pierwszej części (14:9) i choć przegrali drugą, wystarczyło to do wygranej. W wielu momentach zabrakło zwłaszcza skuteczności, którą zapewniał lider klasyfikacji strzelców Mateusz Wróbel. Swój debiut zaliczył co prawda w starciu z MKS-em Jakub Moryń, ale potrzebuje on jeszcze czasu na dotarcie się z pozostałymi zawodnikami i powrót do swojej wysokiej dyspozycji.

Rzucanie rozpoczął z 7. metra Kacper Pilitowski. Jego partnerzy po błędzie w ataku gdańszczan podwyższyli prowadzenie na 2:0. Dopiero w 4. minucie rzut karny na gola zamienił Wojciech Prymlewicz. Oba zespoły starały się szybko wznawiać i wynik zmieniał się miarowo. Na 3:3 wyrównał po zespołowej akcji Jacek Sulej. Ani kaliszanie, ani goście nie dawali zbyt wielu okazji bramkarzom do skutecznych parad i praktycznie co chwilę piłka trzepotała w siatce. W 8. minucie w podwójnym wykluczeniu przyszło grać czerwono-biało-niebieskim, ale dokładnie tyle samo czasu spędził na parkiecie Artur Bożek, który po niebezpiecznym ataku obejrzał czerwoną kartkę i zakończył swój udział w meczu. Zrobiło się więcej przestrzeni i podopieczni Krzysztofa Kisiela mieli kilka okazji do zmniejszenia prowadzenia przeciwników, jednak brakowało wykończenia. Nie mylili się natomiast gospodarze i z siedmiu pierwszych rzutów siedmiokrotnie rzucali celnie do siatki Przemysława Witkowskiego. Przy stanie 5:7 na boisko wszedł nowy nabytek Torus Wybrzeża Jakub Moryń, ale widać było, że jak lekarstwa potrzebuje minut meczowych i zgrania z zespołem. Rozgrywający z Kalisza przeciwnie – świetnie współpracowali ze swoim kołowym i to z tego miejsca parkietu płynęło największe zagrożenie, dzięki czemu po kwadransie zbudowali sobie przewagę 5 goli (5:10).

Szwankowała skuteczność wśród przyjezdnych, a na wysokie obroty między słupkami wszedł Łukasz Zakreta. Ciasna defensywa MKS-u nie zostawiała wiele miejsca i szkoleniowiec Wybrzeża mocno rotował składem w poszukiwaniu idealnego ustawienia. W drugiej linii pojawił się tercet Moryń-Gajek-Oliveira, ale i oni nie mogli odczarować bramki rywali. Dopiero w 22. minucie swoje 45 ligowe trafienie zaliczył Piotr Papaj po szybkiej kontrze, jednak kaliszanie odgryzali się natychmiastowo i wynik się utrzymywał (7:12). Jeśli już udawało się zaskoczyć Zakretę, po chwili jego koledzy z pola odrabiali stratę, a prym wiódł w tym Maciej Pilitowski. Im bliżej było końca pierwszych dwóch kwadransów, tym płynniej wyglądały ataki konstruowane przez graczy z Gdańska i była to zapowiedź walki po przerwie. Pierwszą kontrolowali podopieczni Patrika Liljestranda i do szatni zabrali 5 goli więcej (9:14).

Bramkarz kaliszan tak samo dobrze rozpoczął drugą połowę jak zakończył pierwszą, ale po przeciwnej stronie uwijał się jak w ukropie Paweł Kiepulski. Dla Torus Wybrzeża wynik w drugiej odsłonie otworzył Michał Frańczak, jednak nie minęła minuta, a po pięknej wrzutce piłkę chwycił Adamski i pewnie trafił. Gdańszczanie wzmocnili szyki obronne i dzięki agresywniejszej postawie, dużo łatwiej wychodzili z kontratakami, które na bramki zamieniał Prymlewicz – bezbłędny z linii rzutów karnych. W 40. minucie goście zmniejszyli straty do trzech trafień. Zawodnicy MKS-u nie radzili sobie z zagraniami na obrotowych Salacza oraz Janikowskiego i przy stanie 15:17 musiał przerwać grę trener Liljestrand. Po golu Pieczonki i Gądka zrobiło się jeszcze bardziej nerwowo w ekipie gospodarzy, którzy dopiero po karnym złapali drugi oddech (17:19). Pozostawało 15 minut.

Tempo celnych rzutów mocno spadło za sprawą obu golkiperów. Zwłaszcza Kiepulski dwoił się i troił między słupkami. Udało się również ograniczyć zapędy Marka Szpery, który co rusz wpadał w objęcia defensorów z Gdańska. Przy stanie 18:21 z obroną MKS-u zabawili się Jacek Sulej oraz Krzysztof Komarzewski i wciąż była nadzieja na odrobienie strat. Zegar wskazywał 50. minutę. Dwudziestego gola dla Wybrzeża dokręcił Ramon Oliveira, ale do odrobienia były nadal 3 bramki, a czasu zaledwie 5 minut. Gospodarze długo wyszywali kolejne akcje ofensywne, a pośpiech wśród gości sprawiał, że popełniali niewymuszone błędy. Pomyłki przyjezdnych i cierpliwość gospodarzy sprawiły, że wynik wrócił do stanu sprzed przerwy i przewaga została odbudowana (20:25). Na sam koniec udało się dorzucić kilka goli, ale zwycięzcami okazali się po raz trzeci szczypiorniści Energi MKS-u Kalisz, którzy pokonali Pomorzan 26:23.

Energa MKS Kalisz vs Torus Wybrzeże Gdańsk 26:23 (14:9)

TWG: Kiepulski, Witkowski – Adamczyk, Bednarek, Frańczak 3, Gądek 2, Gajek, Janikowski, Komarzewski 3, Oliveira 2, Papaj 1, Pieczonka 2, Prymlewicz 6, Salacz 3, Sulej 1