W meczu 11. serii PGNiG Superligi piłkarze ręczni Torus Wybrzeże Gdańsk ulegli faworyzowanej Gwardii Opole 21:36. Goście od samego startu narzucili swoje warunki gry i z niewielkimi perturbacjami na początku drugiej połowy, z ogromną dokładnością realizowali swój plan taktyczny na to spotkanie. Gdańszczanie próbowali odnaleźć rytm i zrozumienie po przerwie spowodowanej koronawirusem, ale do wygranej potrzeba było tego dnia znacznie więcej.
Obie drużyny przystępowały do rywalizacji z zupełnie innych punktów oraz pozycji w tabeli ligowej. Podopieczni Rafała Kuptela mieli za sobą rozegrane w ostatnich tygodniach dwa mecze. Ich poprzednia potyczka zakończyła się efektownym zwycięstwem z Sandra Spa Pogonią Szczecin 28:21 i widać było, że zespół prezentuje się doskonale zwłaszcza pod względem fizycznym.
Drużyna czerwono-biało-niebieskich zamykała stawkę drużyn ligowych, ale największym kłopotem było skompletowanie pełnego składu po przebytym w poprzednich tygodniach koronawirusie oraz przygotowanie fizyczne po tak długiej pauzie. Swojej cegiełki nie mogli dołożyć tego dnia m.in. Mateusz Wróbel czy Jacek Sulej, jednak większość zawodników miała za sobą zaledwie kilka treningów w grupie i to uwidoczniło się w trakcie spotkania.
I połowa
Pierwszą skuteczną akcję przeprowadził w Gdańsku Mateusz Morawski, który zaskoczył Przemysława Witkowskiego kąśliwym rzutem od podłoża. Niepewny początek w wykonaniu graczy Torus Wybrzeża potwierdził przedmeczowe obawy i widać było brak zrozumienia pomiędzy poszczególnymi zawodnikami oraz wyczucia parkietu. Tego kłopotu nie mieli rozpędzeni opolanie, którzy już w 6. minucie prowadzili 3:1. Dwie szybkie kary Keliana Janikowskiego nieco ułatwiły graczom trenera Kuptela dochodzenie do klarownych sytuacji. Gdańszczanie próbowali akcji oskrzydlających i to przyniosło efekt w postaci trafień Piotra Papaja i Mateusza Kosmali (3:4), jednak kolejne fragmenty pierwszej części to skuteczna ofensywa gości, wśród których prym wiedli Maciej Zarzycki, Szymon Działakiewicz oraz Patryk Mauer. Przy stanie 3:7 o czas poprosił trener Wybrzeża. Po wznowieniu rzucił celnie Gądek, jednak z drugiej strony fala ataków zalała jego kolegów z defensywy i zrobiło się 15 do 8 dla przyjezdnych na 10 minut przed przerwą. Znakomicie czuł się w Gdańsku Adam Malcher i jego interwencje napędzały szybkie akcje ofensywne jego zespołu. Czerwono-biało-niebiescy starali się gonić wynik, jednak każde ich wyjście do przodu kończyło się odpowiedzią przeciwników. Nawet grając w przewadze gospodarze nie byli w stanie znaleźć luki w obronie rywali. Wynik tej części ustalił Daniel Leśniak, jednak Krzysztof Kisiel miał przed zmianą stron twardy orzech do zgryzienia (18:11 dla Gwardii).
II połowa
Drugą część gdańszczanie również rozpoczęli nie najlepiej. Po stracie piłki przez Mateusza Kosmalę, Maciej Zarzycki odpalił bombę z biodra i piłka zatrzepotała po raz kolejny w sieci. W 35 minucie czerwoną kartkę zobaczył Michał Milewski i coś drgnęło po stronie gospodarzy. Rozkręcał się Brazylijczyk Leonardo Comerlatto, między słupkami uwijał się Artur Chmieliński, a cały blok obronny uszczelnił swoje szyki i dystans między obiema ekipami zaczął topnieć. W 43 minucie zrobiło się 16:20 i przerwę zarządził Rafał Kuptel. Po niej jego drużyna wróciła na właściwe tory i momentalnie odskoczyła na 7 trafień (24:17). Do końca meczu przewaga „gwardzistów” rosła, a wisienką na torcie była akcja z wrzutką Działakiewicza do Kawki. Gospodarze nie mieli nic do stracenia i ryzykowali grą siedmioma zawodnikami w polu, co kończyło się rzutami przez całe boisko i kolejnymi golami opolan. Ostatecznie zwyciężyła Gwardia 36 do 21 i zapisała na swoim koncie komplet punktów.
Torus Wybrzeże Gdańsk – Gwardia Opole 21:36 (11:18)
TWG: Chmieliński, Witkowski, Wodziński – Stojek, Powarzyński 3, Filipowicz, Gądek 2, Leśniak 1, Gavidia 1, Jachlewski 2, Kosmala 4, Papaj 2, Comerlatto 5, Adamczyk, Janikowski 1, Woźniak.